sobota, 30 kwietnia 2011

"Jutro" John Marsden


„Mam na imię Ellie. Kilka dni temu wybraliśmy się w siedem osób na wyprawę do samego Piekła. Tak nazywa się niedostępne miejsce w górach. Wycieczka była próbą naszej przyjaźni. Niektórych z nas połączyło nawet coś więcej.
Szczęśliwi wróciliśmy do domu. Ale to był powrót do piekła. Znaleźliśmy martwe zwierzęta, a nasi rodzice i wszyscy mieszkańcy miasta zniknęli.
Okazało się, że naszego świata już nie ma. Że nie ma już żadnych zasad. A jutro musimy stworzyć własne.
Jutro to pierwsza z siedmiu części serii. Kolejny tom ukaże się w czerwcu. Na podstawie książki powstał film Tomorrow, When The War Began.”
Książka Johna Marsdena atakowała mnie niemalże ze wszystkich stron, przypominając o akcji czytelniczej Znaku, kusząc opinią fenomenu czytelniczego i intrygując tajemniczym opisem. Po takiej serii doznań nie mogłam odmówić sobie przyjemności przeczytania tejże i czym prędzej zabrałam się za lekturę.
Już na wstępie zaklasyfikowałam „Jutro” do grupy młodzieżówek i zdania nie zmieniłam aż do końca utworu. Styl autora określiłabym mianem charakterystycznego dla tego typu literatury- przeciętny, nieco banalny, aczkolwiek przystępny. Nie oczekujcie finezji językowej i kwiecistości, której mogłaby pozazdrościć sama Helena Mniszkówna.
Do gustu przypadł mi pomysł autora na fabułę, dosyć oryginalną i nieźle przemyślaną. Ażeby nie zdradzać za dużo- pisarz snuje wizję dość apokaliptyczną dla grupki przeciętnych nastolatków, zmuszonych do zderzenia się z zupełnie obcą dla nich sytuacją. W pierwszym tomie John Marsden wykreował godnych uwagi bohaterów, których, miejmy nadzieję, rozwinie nieco w późniejszych częściach serii. Na koniec- ogromny plus przyznaję autorowi za wybór Australii jako miejsca wydarzeń, krainę kangurów od zawsze uważałam za jedno z bardziej klimatycznych miejsc na Ziemi.
Lekturę tej powieści polecam wszystkim osobom, które lubią cykle powieściowe. „Jutro” pomimo kilku wad jest książką absorbującą, a po jej lekturze z pewnością nabiera się ochoty na zapoznanie z dalszym ciągiem historii. Zachwytu u mnie nie wzbudziła, nie powędrowała do prywatnego grona zaszczytnej literatury wyższych lotów, niemniej jednak stanowiła miłą rozrywkę w ciągu dwóch wieczorów.
Ode mnie: 3,5/6
Za egzemplarz recenzyjny serdecznie dziękuję wydawnictwu Znak litera nova.
***
Ogromnie przepraszam za zaniedbanie bloga i nieodwiedzanie Waszych- za chwilę biorę się za nadrabianie zaległości (a trzeba przyznać, że trochę tego naprodukowaliście ;)). Miałam nadspodziewany nastrój sprzyjający nauce francuskiego, którego uczę się jakieś 1,5 roku, z marnym skutkiem :) Postanowiłam w końcu coś z tym smutnym faktem zrobić i cóż- zatonęłam w powtarzaniu i wsłuchiwaniu się w cudowny musical „Notre Dame de Paris”. A książki zeszły na drugi plan (na szczęście już odzyskałam pęd czytelniczy i podczas majówki postaram się nieco poczytać). Nie pozostaje mi nic innego jak życzyć Wam wszystkim udanego wypoczynku!

sobota, 16 kwietnia 2011

"Błazen królowej" Philippa Gregory

„W roku 1548, uciekając przed prześladowaniami hiszpańskiej Inkwizycji, do Anglii przybywa żydowski drukarz z rodziną. Niebawem jego córka Hanna zostaje przyjęta na królewski dwór. Trwają tam ciche zmagania o sukcesję po Henryku VIII, który na następcę wyznaczył swojego jedynego syna, chorowitego Edwarda. Jego dwie starsze siostry, Maria i Elżbieta, ambitne, choć bardzo ostrożne, rywalizują ze sobą i każda wypatruje stosownej chwili, by sięgnąć po koronę. Pewnego Hanna staje się świadkiem czegoś, czego nie powinna była zobaczyć – i zostaje wplątana w rozgrywkę, w której stawką będzie również jej życie.”
„Błazen królowej” był moim trzecim podejściem do twórczości Philippy Gregory i tak jak w przypadku poprzednich dwóch powieści (świetnych „Kochanic króla” i przyzwoitego „Dziedzictwa”) spotkanie mogę uznać za udane. Akcja książki osadzona jest w czasach panowania dynastii Tudorów- moim ukochanym okresie historycznym, o czym zapewne większość z Was zdążyła się już zorientować :) Pisarka znana jest ze swojej dość obszernej wiedzy historycznej, dodatkowo  posiłkuje się licznymi lekturami dodatkowymi, a w rezultacie potrafi naprawdę dobrze oddać realia epoki.

„Błazen królowej” w dużej mierze skupia się na panowaniu Marii I i rywalizacji między siostrami- Marią i Elżbietą. Philippa, w odróżnieniu od większości, nie przedstawiła Marii w złym świetle, co z pewnością należy docenić. Przyznam, że sama całym sercem popieram Elżbietę, w przypadku tej powieści jednakże moja sympatia skupiła się na osobie pierworodnej córki Henryka VIII. Życie Marii było pasmem niepowodzeń i smutku, nic więc dziwnego, że podczas zagłębiania się w lekturę coraz mocniej współczujemy osamotnionej władczyni.Dochodzimy wreszcie do głównej bohaterki- Hanny Verde, ukrywającej się pod nazwiskiem Green. Młoda Żydówka to postać, do której dosyć łatwo zapałać sympatią. Wielokrotnie mogłam pozazdrościć jej silnego charakteru i hartu ducha, mimo wszystko niepowtarzalnego u kobiet w tamtych czasach, całkowicie zdominowanych przez mężczyzn. Momentami raziła mnie niestałość Hanny, zwłaszcza w sferze uczuciowej, jednak tyle jestem w stanie wybaczyć.
Język autorki jest niezwykle przystępny, dzięki czemu opasłe tomisko pokonujemy w stosunkowo krótkim czasie. Brakowało mi zróżnicowania w sposobie wypowiadania się ludzi z różnych warstw społecznych, jednakże rzadko kiedy spotykam się z takim zabiegiem w literaturze- cóż, przywykłam ;) Książkę polecam wszystkim miłośnikom powieści historycznej, a zwłaszcza burzliwego okresu w historii Anglii podczas panowania Tudorów.
Ode mnie: 4,5/6
Za egzemplarz recenzyjny dziękuję wydawnictwu Książnica.

poniedziałek, 11 kwietnia 2011

"Zło" Jan Guillou


„Czternastoletni Erik jest bity przez sadystycznego ojca i nauczycieli, nieumiejących w inny sposób zapanować nad młodzieżą. Nadzwyczajna inteligencja chłopca, jego umiejętność manipulowania ludźmi w połączeniu z wytrzymałością i siłą fizyczną szybko zjednują mu za to kolegów – staje się przywódcą szkolnego gangu. Po odkryciu przestępczej działalności chłopców, Erik trafia do prywatnej szkoły z internatem. Niestety, w nowym miejscu musi nadal toczyć ciągłą walkę o przetrwanie w środowisku zdominowanym przez najstarszych uczniów, przemocą wymuszających posłuch. Świetnie napisana powieść Guillou nie jest jedynie brutalnym opisem aktów przemocy, ale również wnikliwą analizą drzemiącego w człowieku zła.”
Przyznam  szczerze, że do napisania tej recenzji zbierałam się już dłuższy czas- zwyczajnie nie wiedziałam w jaki sposób  ocenić tę książkę. Z jednej strony powieść Guillou to naprawdę nieźle napisany kawał literatury, z drugiej- „Zło” poniekąd mnie wymęczyło.
Pisarz serwuje czytelnikowi historię wykraczającą poza moje wyobrażenia- jak bowiem można nazwać sytuację, gdzie na każdym kroku obecna jest przemoc? Erik jest bity przez sadystycznego ojca, agresywnych nauczycieli, walczy z kolegami ze szkolnego boiska- i jest to najzupełniej akceptowaną sprawą. Powiedzmy to otwarcie- gdyby jakikolwiek nauczyciel odważył się zastosować kary cielesne w dzisiejszych czasach nie później niż nazajutrz o całym zdarzeniu wrzałoby w mediach.
Styl Guillou niewątpliwie można określić mianem przystępnego i  wartego uznania. Przebrnięcie przez stosunkowo cienki tom nie stanowiło dla mnie wyzwania, pomimo faktu, że nie potrafiłam odnaleźć się w opisywanym przez autora temacie. Główny bohater to nastolatek niezwykle inteligentny, jednak w pewien sposób „skażony” agresją. Pisarz nakreśla portret psychologiczny bohatera, który doskonale wie w które miejsce na ciele uderzyć aby wyrządzić najwięcej szkód, jak będzie się czuła ofiara po uderzeniu kantem dłoni w nos czy jak znieść niewyobrażalną dawkę bólu z szyderczym uśmiechem na ustach. Jako, że tego typu problemy są mi całkowicie obce nie potrafiłam zrozumieć złożonych problemów Erika.
Chciałabym wystawić powieści Guillou wyższą notę, jednak moja nieco pacyfistyczna natura wszczęłaby bunt. Wierzę, a przynajmniej pragnę wierzyć, że w człowieku nie drzemią aż takie pokłady zła i skłonności do agresji.
Ode mnie: 3,5/6
Za egzemplarz recenzencki serdecznie dziękuję sieci Matras.

sobota, 2 kwietnia 2011

"Józefina" Sandra Gulland



„Pierwsza z trzech powieści opartych na historii niezwykłego życia niezwykłej kobiety- Józefiny Bonaparte- ma formę intymnego dziennika, który oddaje głos ledwie czternastoletniej bohaterce. Zapiski Józefiny i jej korespondencja, od pierwszych stron dziennika z roku 1777 po ostatnie, datowane na rok 1796, dają wgląd w przeżycia i myśli ujmującej, dzielnej, wyrastającej ponad swoją epokę osoby. Józefina dojrzewa, zmienia się: z naiwnej i pełnej temperamentu dziewczyny ze zubożałego kreolskiego rodu w pewną siebie kobietę, która zostanie żoną Napoleona oraz jedną z najbardziej wyrafinowanych i wpływowych kobiet w historii.
Dzieciństwo na Martynice, dorastanie, wyjazd do Francji, zaaranżowane pierwsze małżeństwo, macierzyństwo, horror rewolucji w Paryżu, uwięzienie, wdowieństwo, skrajną biedę, w końcu znajomość i ślub z Napoleonem- to wszystko opisuje Sandra Gulland w trylogii o Józefinie, będącej mistrzowskim połączeniem powieści historycznej z romansem obyczajowym, bogatym w detale charakteryzujące życie we Francji u schyłku XVIII w.: ówczesną modę, kuchnię, moralność oraz wszechobecną i wszechwładną politykę.”
Wprost uwielbiam silne kobiece charaktery, przedstawicielki płci pięknej wyprzedzające swą epokę, niejednokrotnie zmieniające bieg historii. Oczarowały mnie Anne Boleyn, Elżbieta I, Maria Antonina, Georgiana, księżna Devonshire czy Jane Austen- teraz do tego zaszczytnego grona śmiało mogę zaliczyć również Marię Józefę Różę , znaną szerzej pod imieniem Józefiny.
Przystępując do lektury „Józefiny” pióra Sandry Gulland spodziewałam się książki lekkiej i odprężającej, w sam raz na leniwe wieczory. Muszę przyznać, że w tym przypadku szósty, niemalże niezawodny zmysł mola książkowego zawiódł, a ja oprócz niewątpliwej rozrywki otrzymałam o wiele więcej.
Pisarka nakreśla poruszający  portret kobiety zmagającej się z niesprzyjającymi kolejami losu, walczącej o własne szczęście i przetrwanie, kobiety niebanalnej na tle Francji ogarniętej rewolucją.  Obawiałam się formy dziennika, gdyż pomimo wyjątkowo intymnego wglądu w życie właściciela pamiętnika, gatunek ten nie należy do kręgu moich ulubionych rodzajów literackich. Na szczęście mój niepokój szybko okazał się bezpodstawny. Proza pani Gulland ogromnie przypadła mi do gustu, styl autorki okazał się lekki, łatwy i przyjemny w odbiorze, a sama powieść stanowczo za krótka. Nim się spostrzegłam trafiłam na ostatnią stronę.
Jak już możecie się domyślić momentalnie zapałałam prawdziwą sympatią wobec tytułowej bohaterki. Józefina jest postacią, której wprost nie da się nie lubić- czytelnik błyskawicznie utożsamia się z tą nietuzinkową kobietą,  razem z nią przeżywa dramat rewolucji, kibicuje jej w miłości. Co więcej, poznajemy gamę różnorakich postaci- na moją uwagę zasłużyła także nieco szalona ciotka Fanny oraz czarująca Teresa.
Aby nie zdradzać za dużo- podsumuję dwoma słowami: przejmująca historia. Co prawda obyło się bez łez wzruszenia, ale ściskania w klatce piersiowej już nie uniknęłam. Poza tym przede mną dwa pozostałe tomy trylogii, na które czekam z ogromną niecierpliwością jednocześnie licząc na kolejną dozę emocji.
Zdecydowanie polecam!
Ode mnie: 5,5/6

Za egzemplarz recenzyjny serdecznie dziękuję wydawnictwu Bukowy Las.
 
Wordpress Theme by wpthemescreator .
Converted To Blogger Template by Anshul .