„Wojna stuletnia trwa w najlepsze. Na polach wokół Azincourt legł kwiat francuskiego rycerstwa. Zanim krew zabitych zdążyła ostygnąć, w pogoń za zdrajcą rusza kilka angielskich rycerzy. Nadeszła pora zemsty i wyrównania rachunków.”
Czyż nie ma wdzięczniejszego tematu nad opowieści rycerskie? Nawet dzisiaj, po upływie tylu lat od upadku ideału średniowiecznego wojownika, sporo osób wciąż fantazjuje na temat czasów zbroi, miecza i wątłych panien. Najwidoczniej tęsknotę do czasów rycerstwa podziela Kamil Gruca, znany również jako sir Robert Neville, i pod postacią stosunkowo krótkiej powieści o wdzięcznym tytule „Baron i łotr” postanowił zabrać czytelnika w świat, w którym honor stanowił najwyższą wartość.
Znajdujemy się we Francji roku Pańskiego 1415. Francuzi toczą zażartą walkę z Anglikami podczas wojny szumnie określonej przez historyków stuletnią. Jednak bitwy nie toczą się tylko na głównym froncie- korzystając z okazji rycerze rozwiązują również prywatne porachunki. Sama wojna stuletnia zdaje się być jedynie tłem do widowiskowych pojedynków, pościgów i porwań, na których postanowił skupić się sam autor.
Przyznaję, że pomysł na fabułę nie wzbudził mojego mocnego entuzjazmu. Czytelnik zostaje od razu wrzucony na głęboką wodę, bez delikatnego wprowadzania w akcję. W rezultacie przez pierwsze kilkanaście/kilkadziesiąt stron czułam się zagubiona jak dziecko we mgle, pośród obcych postaci wojowników, w bliżej nieznanym miejscu. Dopiero po wstępnym zorientowaniu się w intrydze i skojarzeniu paru nazwisk zaczęłam czerpać prawdziwą przyjemność z lektury.
Kamil Gruca kreuje gromadę naprawdę realistycznych postaci. Nie mogą się one poszczycić skomplikowanym i rozbudowanym portretem psychologicznym, jednak odmówić im naturalności nie sposób. Nie zapominajmy, że autor był mocno ograniczony przez liczbę stron swojej powieści- w trzystustronicowej powieści nie sposób upchnąć mnóstwa szczególików. Jeśli zaś rozszerzyłby swoją książkę o swoiste detale, opisy zaczęłyby dominować nad samą akcją, a to nie wyszłoby lekturze na dobre.
Dochodzimy wreszcie do stylu- w tym momencie nie mogę powstrzymać się do zacytowania zdania z okładki- „To jedyny autor, który piórem włada równie sprawnie jak prawdziwym mieczem”. Na widok takiej sentencji zazwyczaj nad moją głową cudownie rozbłyskuje czerwona lampka, która natychmiast uruchamia sceptyczną część mojej natury. W przypadku Kamila Grucy jednak przyznaję się do małej pomyłki- nie znam fechtunkowych umiejętności autora, aczkolwiek spod jego pióra wychodzą naprawdę przyzwoite zdania. Brak im finezyjności, którą tak uwielbiam i szanuję, jednak w pełni doceniam plastyczny język, który łatwo obrazuje zamierzenia fabularne pisarza.
Lekturę powieści „Baron i łotr” wspominam pozytywnie. Bez oszukiwania i zbytecznego schlebiania pisarzowi- fabuła lada dzień ulotni się z mojej głowy, a po pewnym czasie wyparuje również nietrwałe wspomnienie o samym fakcie czytania danego tytułu. Nie zmienia to jednak faktu, że dzięki lekturze mogłam dwa wieczory spędzić w przyjemnym towarzystwie panów okrytych zbroją, odrywając się od szarej codzienności współczesnych czasów. „Barona i łotra” polecę głównie fanom powieści historycznych szukającym niezbyt skomplikowanej i raczej przeciętnej rozrywki na wieczór- powieść Grucy powinna spełnić to zadanie.
Ode mnie: 4/6
Dla zainteresowanych- tutaj możecie zapoznać się z początkiem powieści. Za możliwość przeczytania książki dziękuję wydawnictwu Znak literanova.