„Agnieszka jest trzydziestolatką „po przejściach”. Straciła kochanka, pracę, zaczyna jej szwankować zdrowie. Przyjaciółka wymyśla dla niej podróż terapeutyczną do Afryki. Za małe pieniądze, bo w trybie „last minute” wyprawiają się obie do słonecznej Tunezji. Tam Agnieszka poznaje Haithema i postanawia nie wracać do Polski. Niestety, rzeczywistość okazuje się nie być taka piękna…”
Lektury, które wybieram nieodłącznie wiążą się z aurą, która aktualnie panuje za oknem- jesienią i zimą chętnie sięgam po ponure, ciężkie tomiszcza, wiosną i latem zaś- po te z gatunku lekkich, łatwych i przyjemnych. Tegoroczne lato bywa wyjątkowo kapryśne, jednakże korzystając z ulotnych chwil, kiedy to słońce łaskawie zamajaczy na niebie chwyciłam „Last minute” autorstwa Sylwii Kubryńskiej.
Głównym wątkiem powieści jest romans, między wspomnianą w opisie „trzydziestolatką <<po przejściach>>” a poznanym na wakacjach Tunezyjczykiem. Nigdy nie należałam do grona zwolenników romansów- o ile wątki romantyczne same w sobie lubię, o tyle natychmiast odrzucam wszelkie książki w których są one wątkiem jedynym. Miłość polsko-arabska w „Last minute” ukazana jest dosyć banalnie, bez większego polotu, wręcz sztampowo. Na szczęście w prozaiczną historię pisarka zdecydowała się wpleść inne, poboczne wątki, dla mnie zdecydowanie ciekawsze- interesujące, skomplikowane relacje rodzinne, zmagania z chorobą czy nietypową przyjaźń. Gdyby nie one zapewne odłożyłabym powieść po paru stronach.
Autorka wykreowała realistycznych bohaterów- niezbyt zapadających w pamięć, to fakt, ale wystarczająco prawdziwych aby nie denerwować czytelników uczulonych na zjawisko Mary Sue w literaturze, takich jak ja. Nie obdarzyłam nikogo sympatią, obyło się i bez negatywnych uczuć- zapewne w niedługim czasie zapomnę nawet jak miały na imię główne postaci.
Styl pisarki jest niezwykle lekki i prosty, na mój gust nawet zbyt prosty. Uwielbiam sposób pisania znany chociażby z wiktoriańskich powieści- nieco przyciężkawy, zmuszający do zwolnienia tempa czytania aby nie pogubić się w słowach. Sylwia Kubryńska stworzyła książkę zupełnie inną: pełną potocznych zwrotów, zdań po których z łatwością możemy przeskoczyć wzrokiem bez zbytniej straty dla samej lektury. Jakkolwiek nie przepadam za taką formą muszę przyznać, że w przypadku „Last minute” sprawdziła się znakomicie.
Naprawdę ciężko mi ocenić tę książkę, nie umiem nawet stwierdzić czy mi się podobała. „Last minute” jest lekturą zupełnie inną od tych, po które sięgam na co dzień, dlatego też niezupełnie odnalazłam się w jej klimacie. Z drugiej strony czytało mi się ją sprawnie, szybko i z przyjemnością. I z tym niezbyt inteligentnym stwierdzeniem decyzję czy sięgnąć po książkę pani Kubryńskiej pozostawiam wyłącznie Wam.
Ode mnie: 3,5/6
Za egzemplarz recenzyjny dziękuję wydawnictwu Nowy Świat.
14 komentarze:
Hmmm... Chyba sobie odpuszczę ;]
Skoro do końca nie jesteś pewna tej książki, to jednak chwilowo sobie odpuszczę. Ale nie mówię "nie":)
Pozdrawiam!!
Ja również się wstrzymam, chociaż doceniam rzetelność Twojej recenzji:)
Pozdrawiam serdecznie:)
Chyba będę zgodna z przedmówczyniami i tez sobie odpuszczę, jakoś nie lubię książek o "trzydziestolatkach po prześciach" ;))
Zdaję się na Twoją opinię i bez wyrzutów sumienia mogę sobie podarować ;)
Mnie ta książka też do siebie nie przekonuje. Pozdrawiam :)
Ja chyba jednak po nią nie sięgnę, chyba by mi się nie spodobała.
Dokładnie, co dla kogoś bez czytnika do ebooków oznacza kilka godzin sterczenia przed monitorem i czytania... Pozdrawiam cieplutko :)
Jakoś raczej po nią nie sięgne xD. Właśnie wróciłam i już się wziełam za mój kochany laptopik;)
spasuję..
trzydziestolatki po przejściach dziwacznie mnie przerażają o.O
Mam podobnie z doborem lektur, więc akurat w wakacje chętnie sięgnęłabym po "Last minute" ;) Jak natrafię w biblio to jak najbardziej przeczytam!
Nie jestem do końca przekonana, więc na razie odpuszczę sobie tą pozycję.
O książce co nieco słyszałam, ale chyba po nią na razie nie sięgnę. Ostatnio coraz częściej ukazują się powieści z motywem miłości polsko-arabskiej, więc już mi się to przejadło. Po prostu przeczekam nawałnicę, a kiedy minie i "Last minute" wpadnie w moje rączki - to jest już pewne. ;)
Pozdrawiam cieplutko,
Pachnie straszną przeciętnością, więc będę unikać. "Żona Araba" wydaje mi się znacznie ciekawsza.
Prześlij komentarz